Wyciągam z pośród moich tabak: Ice- Lemona. Coś tu jeszcze zostało. Do diabła nie idzie otworzyć puszeczki to już nie pierwsza puszeczka od WOS-a która się zacięła. I w dodatku na etykiecie nie widać już niemal nic przez sporadyczne noszenie jej w kieszeni. Biorę nożyczki i dobieram się do żółtego drobnego proszku. Jest taka jaką ją pamiętam, choć ostatni kontakt miałem z nią jakieś 3 miesiące wstecz, zresztą beztytoniówka chyba i po 10 latach nie zmieniła by swojego aromatu :p. I to samo odczucie jakie pamiętam: witaminka, cytrynka, za mało ICE, odświeżenia, które mogę znaleźć np. w Butterfly Lemon. Ice- Lemon ma to do siebie, że nie istotne jest czy zażyjemy mini szczypte czy MEGA szczypte- efekt w nosie jest ten sam... No może, tylko husteczki nabierają później bardziej żółtego koloru. Mimo wszystko daję mocne 4. Ostatnio bawię się trochę z produktami "tabakopodobnymi" i na ich tle Wilson of Sharrow ICE-LEMON naprawdę nie wypada najgorzej.